poniedziałek, 9 września 2013

Wojna! Ja kontra kilogramy!






WRÓG: tłuszczyk
CEL: -10kg
CZAS: nie nie nie od jutra! Od teraz, zaraz, natychmiast!
POWÓD: no właśnie….

No temat tego posta nie będzie zbyt oryginalny….tak jak miliony osób w sieci i poza nią i mnie dotknęła ta przykra przypadłość: miłość do jedzenia połączona z tendencja do tycia z prędkością światła ;)
Odchudzam się od około 10 lat, zaczynając dietę średnio co jakieś 2 tygodnie ;) z różnym skutkiem, wymówki typu od jutra, od poniedziałku, od przyszłego miesiąca, od nowego roku są mi bardzo dobrze znane. Odstępy od postanowień typu bo imieniny, bo urodziny, bo znajomi wpadną, bo jest weekend, bo jestem zmęczona, bo miałam ciężki dzień, bo muszę się pocieszyć, bo wstałam lewą nogą, bo jestem chora itd. Itp. również nie są mi obce. Do tego dołóżmy jeszcze leniwca, który przekonuje ze posiedzenie pod kocykiem jest duuuużo przyjemniejsze niż jakieś tam ćwiczenia lub podstępna druga twarz leniwca, który uzmysławia mi, że przecież miałam się uczyć, posprzątać, ugotować obiad itd. i że nie ma absolutnie sił i czasu na ćwiczenia i oto mamy przyczyny I skutki moich wszelkich odchudzaniowych porażek.
Juz nawet noga w gipsie Anny Balon brzmi bardziej wiarygodnie niż ta cala moja litania wymówek….
I jeszcze ci ludzie na około…weźmy w pracy: koleżanka A.,  która siedzi obok w pracy przebiegła w minioną sobotę w maratonie 80km w 10h 4min I 22 sek! , koleżanka K.  po prostu nie lubi słodyczy, koleżanka AS zrzuciła 30 kg w 1,5 roku i jest teraz super laską, koleżanka po ciąży wygląda lepiej  niż przed urodzeniem dzidziusia i tak by wymieniać i wymieniać. Więc te osoby to nie z’photoshop’owane lale z Claudi czy innego Życia na Gorąco, to osoby  wokół mnie, które mogą! No to się pytam , dlaczego ja mam być tą której się zawsze nie udaje???

Stopień frustracji sięgnął zenitu. Bo powaga sytuacji wykroczyła już nawet poza sferę nadmiernych kilogramów. Teraz to już też sprawa ambicji, pokazania sobie ze ja też mogę, udowodnienia sobie, że nie jestem niewolnikiem swoich nawyków i zachcianek, to kwestia kontroli nad swoim życiem i walki ze słabościami.

W weekend natknęłam się na książkę 'Dobre ciało' – Eve Ensler, poleconej przez Edytę z Life Skills Academy (której bloga, BTW bardzo cenię), sama książka może mnie jakoś nie porwała, ale rozśmieszył mnie i dał do zrozumienia fakt, że rzeczywiście czasami problem wielkiego brzucha urasta do rangi gdzie nie ma już miejsca na przemyślenia o wojnach, terroryzmie, warstwie ozonowej… choć to wszystko oczywiście jest bardzo istotne no ale…ale ten wielki brzuch…..

Mówię ‘NIE’ traceniu czasu na głupie myśli o zbędnych kilogramach i biadoleniu o tym jak jest ciężko: czas wziąć sprawy w swoje ręce i rozwiązać tą sprawę tak aby moje ciało jak i umysł zostały uwolnione od tego ciężaru, a swoje myśli mogła ukierunkować na ambitniejsze sprawy… a zatem

PLAN ATAKU:
  • wyeliminowanie wieczornego głoda! (czyli ograniczenie wieczornego podjadania do absolutnego minimum i trwała zmiana tego złego nawyku żywieniowego)
  • ćwiczenia 3 razy w tygodniu (do wyboru crosstrainer, Chodakowska, Mel B etc)
  • słodyczom już podziękujemy
  • regularne i zawsze zdrowe posiłki


Let’s get it started.......




niedziela, 8 września 2013

Blog- what for?






Blog ten powstał z wewnętrznej potrzeby utrwalania pozytywnych aspektów mojego życia w Irlandii, z potrzeby zauważania drobnych rzeczy, które sprawiają radość, motywują do pracy nad sobą i pomagają zauważyć i docenić to co mnie spotyka  i to co mam. Ma pomagać w chwilach gdzie w odchłani tesknoty za domem, rodziną i przyjaciółmi  oraz nieustannych deszczów i wichrów w Irlandii, nie miała ochoty spakować się i wyjechać stąd jak najdalej sie da ;)

Szczęście ma to do siebie, że jest bardzo ulotne, w natłoku codzienności gdzieś nam umyka.

Mój przyjazd do Irlandii był decyzją świadomą, która niezaprzeczalnie wniosla w moje życie bardzo dużo pozytywnych rzeczy. Spełniam sie w swojej pracy, podjęłam kolejne studia, mieszkam w miejscu, które nie jest już ciasną kawalerką (choć i z niej mam dużo dobrych wspomnień!), poznaje nowych ludzi i odkrywam nowe miejsca.  

Jako że moj pobyt tutaj nie jest pobytem na stale, chciałabym bardzo dobrze go wykożystac i jak najlepiej go zapamietać stąd pomysł na bloga, który ma pomóc utrwalić te dobre chwile przeżyte tutaj oraz byc zródłem do motywacji w spełnianiu siebie.

Chciałabym rownież, żeby ten blog pokazywał życie w Irlandii  ‘od kuchni’, dlatego w ambitnych planach mają pojawić sie rownież posty o tym co się tutaj dzieje, co mnie przyjemnie zaskakuje a co bulwersuje, Irland’s ‘pros and cons’;)

Zapraszam do lektury :)

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Początki...


Na zielona wyspe trafilam stosunkowo niedawno, dokladnie 20 lutego 2012. Z mojej perspektywy to już calkiem spory kawalek czasu ale w porównaniu do Polaków, których zdążylam już tutaj poznać i ich opowieściach o życiu tu w Irandii już od 5,6,7 lat to w zasadzie niewiele. Pamiętam zdziwienie na twarzach rodziny, znajomych na wiadomość o moich planach wyjazdu. Nikt nie pałał optymizmem, padały komentarze o kryzysie w Irlandii, o braku pracy, o Polakach wracających z wysp do Polski, o zostawieniu bliskich….nie było łatwo ale też był to taki moment gdzie w zasadzie nie było nic do stracenia (oprócz oszczednosci) no a przecież, choć to smutne, to własnie o nie chodziło. O poprawę sytuacji finansowej, komfort życia, rozwój osobisty i spełnianie marzeń….Z ogromną wiarą, wyznaczonym celem i skrywanym przerażeniem coś po godzinie 23.00 wylądowałam na wyspie. Pakując się do taxówki na miejsce kierowcy (ruch lewostronny..) dotarło do mnie że na prawde tu jestem i że wlasnie podzielilam los ponad 2 mln Polskich emigrantów, którzy chcąc nie chcąc musieli opuścić Polske w poszukiwaniu nowych możliwości.