WRÓG: tłuszczyk
CEL: -10kg
CZAS: nie nie nie od jutra! Od teraz, zaraz, natychmiast!
POWÓD: no właśnie….
No temat tego posta nie będzie zbyt oryginalny….tak jak miliony osób
w sieci i poza nią i mnie dotknęła ta przykra przypadłość: miłość do jedzenia połączona
z tendencja do tycia z prędkością światła ;)
Odchudzam się od około 10 lat, zaczynając dietę średnio co jakieś
2 tygodnie ;) z różnym skutkiem, wymówki typu od jutra, od poniedziałku, od przyszłego
miesiąca, od nowego roku są mi bardzo dobrze znane. Odstępy od postanowień typu
bo imieniny, bo urodziny, bo znajomi wpadną, bo jest weekend, bo jestem zmęczona,
bo miałam ciężki dzień, bo muszę się pocieszyć, bo wstałam lewą nogą, bo jestem
chora itd. Itp. również nie są mi obce. Do tego dołóżmy jeszcze leniwca, który
przekonuje ze posiedzenie pod kocykiem jest duuuużo przyjemniejsze niż jakieś
tam ćwiczenia lub podstępna druga twarz leniwca, który uzmysławia mi, że przecież
miałam się uczyć, posprzątać, ugotować obiad itd. i że nie ma absolutnie sił i
czasu na ćwiczenia i oto mamy przyczyny I skutki moich wszelkich odchudzaniowych
porażek.
Juz nawet noga w gipsie Anny Balon brzmi bardziej
wiarygodnie niż ta cala moja litania wymówek….
I jeszcze ci ludzie na około…weźmy w pracy: koleżanka A., która siedzi obok w pracy przebiegła w minioną
sobotę w maratonie 80km w 10h 4min I 22 sek! , koleżanka K. po prostu nie lubi słodyczy, koleżanka AS zrzuciła
30 kg w 1,5 roku i jest teraz super laską, koleżanka po ciąży wygląda
lepiej niż przed urodzeniem dzidziusia i tak by wymieniać i wymieniać. Więc te osoby to nie z’photoshop’owane lale z
Claudi czy innego Życia na Gorąco, to osoby
wokół mnie, które mogą! No to się pytam , dlaczego ja mam być tą której
się zawsze nie udaje???
Stopień frustracji sięgnął zenitu. Bo powaga sytuacji wykroczyła
już nawet poza sferę nadmiernych kilogramów. Teraz to już też sprawa ambicji,
pokazania sobie ze ja też mogę, udowodnienia sobie, że nie jestem niewolnikiem
swoich nawyków i zachcianek, to kwestia kontroli nad swoim życiem i walki ze
słabościami.
W weekend natknęłam się na książkę 'Dobre ciało' – Eve Ensler,
poleconej przez Edytę z Life Skills Academy (której bloga, BTW bardzo cenię), sama książka może mnie jakoś nie porwała, ale rozśmieszył mnie i dał do zrozumienia fakt, że rzeczywiście czasami problem wielkiego brzucha urasta
do rangi gdzie nie ma już miejsca na przemyślenia o wojnach, terroryzmie,
warstwie ozonowej… choć to wszystko oczywiście jest bardzo istotne no ale…ale
ten wielki brzuch…..
Mówię ‘NIE’ traceniu czasu na głupie myśli o zbędnych kilogramach
i biadoleniu o tym jak jest ciężko: czas wziąć sprawy w swoje ręce i rozwiązać tą
sprawę tak aby moje ciało jak i umysł zostały uwolnione od tego ciężaru, a
swoje myśli mogła ukierunkować na ambitniejsze sprawy… a zatem
PLAN ATAKU:
- wyeliminowanie wieczornego głoda! (czyli ograniczenie wieczornego podjadania do absolutnego minimum i trwała zmiana tego złego nawyku żywieniowego)
- ćwiczenia 3 razy w tygodniu (do wyboru crosstrainer, Chodakowska, Mel B etc)
- słodyczom już podziękujemy
- regularne i zawsze zdrowe posiłki
Let’s get it started.......